Aktualności - Niezwykłe święto Sikhów

Niezwykłe święto Sikhów

07.04.2014
Relacje

Do Anandpur Sahib przyjechaliśmy, by wziąć udział w wielkim sikhijskim święcie - Hola Mohalla. Wierzyliśmy, że będzie tłoczno, głośno, kolorowo. I się nie rozczarowaliśmy.

Anandpur Sahib to nieduża, senna miejscowość we wschodnim Pendżabie. Miasteczko wyrasta znienacka pośród pól uprawnych i wsi, a widoczne z daleka białe sikhijskie świątynie wydają się trochę nie na miejscu. Jakby ktoś przeniósł je z innej, ważniejszej i ludniejszej okolicy. Przez jeden dzień w roku te pokaźne gmachy i prowadzące do nich szerokie ulice zapełniają się tłumami ludzi, którzy wypełniają każdy skrawek wolnej przestrzeni.

Święte miejsce
Gdy dotarliśmy do miasteczka, był wczesny poranek. Leniwa atmosfera tego miejsca sprawiła, że przez nasze głowy zaczęły przebiegać niepokojące myśli: czy aby nie pomyliliśmy daty, a może to miejsce jest niewłaściwe? Z czasem jednak - w miarę jak kolejne ciężarówki i traktory z przyczepami dowoziły nowe grupy pielgrzymów - ulice zaczęły się wypełniać. Uaktywniali się straganiarze, robiło się coraz gwarniej. W pewnym momencie ruszyliśmy za pielgrzymami, wierząc, że dzięki nim trafimy tam, gdzie trzeba.

Lokalizacja miasta, w którym mają miejsce najważniejsze wydarzenia święta Hola Mohalla, nie jest przypadkowa. Pendżab jest ojczyzną sikhów. To na tej ziemi pojawiła się w XVI w. nowa religia i tutaj najszybciej znajdowała zwolenników. Wspólnotę sikhijską na całym świecie szacuje się dziś na 25 mln wyznawców, a sikhów można spotkać dosłownie w całych Indiach, jednak 75 proc. z nich żyje właśnie w indyjskim Pendżabie. Tutaj także znajduje się ich najświętsze miejsce, jakim jest Złota Świątynia w Amritsarze, prawdziwy klejnot architektury.

W centrum Anandpur Sahib stoi wielka świątynia Takht Sri Kesgarh Sahib. Weszliśmy do środka, by lepiej poczuć atmosferę święta, wspólnie z pielgrzymami zjeść prasad (poświęcony pokarm) i przysiadłszy na ziemi, wsłuchać się w kirtany (religijne pieśni). W przeciwieństwie do wielu świątyń hinduskich, w miejscach kultu sikhów obcokrajowcy mogą czuć się zupełnie swobodnie. Zewsząd czuć serdeczne spojrzenia zachęcające do tego, by uczestniczyć w nabożeństwach, śpiewach czy wspólnych posiłkach. Żadnego nagabywania czy stręczycielstwa, tylko przyjazne rozmowy i szczere uśmiechy. To wzór, który powtarzał się również w innych sikhijskich miejscach w północnych Indiach.

Nihangowie
Zaczęliśmy wprawdzie od świątyń, ale w święcie Hola Mohalla uroczystości religijne nie są najważniejsze. To tak naprawdę igrzyska sikhijskich świętych wojowników i strażników wiary - nihangów, powołanych do obrony wiary przed prześladowaniami. Święto zostało zainicjowane przez Gobind Singha, ostatniego z wielkich 10 sikhijskich przywódców, pod koniec XVII w., kiedy to sikhowie toczyli zażarte boje z państwem mogolskim. W czasie indyjskiego święta Holi urządził on na terenie dzisiejszego Anandpur jednodniowe widowisko z pokazami walk gatka i konkursem recytatorskim. Od tego czasu coroczne świętowanie stało się tradycją. Podobnie jak Holi, święto ma radosny charakter i także tutaj używa się kolorowego proszku do posypywania uczestników zabawy.

Nihangów łatwo poznać po stroju. Aby odróżnić się od wyznawców innych religii, sikhowie mieli obowiązek nosić pięć symboli swojej wiary: długie włosy, grzebień, sztylet, krótkie spodenki oraz stalową bransoletę. I o ile wszyscy sikhowie wciąż noszą długie włosy, mają grzebień i bransoletę, o tyle sztylet i krótkie spodenki są wyróżnikami jedynie strażników wiary. Ci święci wojownicy, których można poznać również po granatowym turbanie, powinni poświęcić wierze całe swoje życie, mieć zarówno kwalifikacje świętych, jak i umiejętności żołnierzy. I budzić respekt.

Procesja
Koło południa zrobiło się tak ciasno, że bardzo realna stała się groźba, iż stracimy się z oczu. Dodatkowo żar lejący się z nieba i puste żołądki zniechęcały do dalszej eksploracji. Uratowała nas mała restauracja, chyba jedyna w całym mieście i - o dziwo - niemalże pusta. Gdy opuściliśmy ją posileni i wzmocnieni, na ulicach miasta święto wkroczyło w nową fazę. Masy ludzi w wielu miejscach okalały grupki mężczyzn - adeptów szkół walki, prezentujących techniki niegdyś zarezerwowane dla wojowników, a dziś coraz bardziej popularne. Byliśmy świadkami niezwykłego tańca z najeżoną kolcami metalową kulą czy też prawdziwej demonstracji siły mięśni, woli i koncentracji, potrzebnych do rozbijania cegieł na klatkach piersiowych towarzyszy. Później, już na stadionie, przez kolejne 2 godz. obserwowaliśmy razem z tysiącami widzów wojenne tańce, pełne podskoków walki z szablami i kijami oraz pokazy jeździectwa. Gdy patrzyliśmy na zwinne ruchy wojowników i ich szybkość, zrozumieliśmy, że w przeszłości rzeczywiście mogli być postrachem wielkich armii, które - pomimo zdecydowanej przewagi liczebnej - ulegały ich technice, determinacji i bezwzględności. To dzięki takim wojownikom na przełomie XVIII i XIX w. państwo sikhów było prawdziwą potęgą, której długo nie mogli złamać nawet Anglicy.

Punktem kulminacyjnym corocznego święta jest procesja nihangów. Wyrusza tradycyjnie z ich siedziby na tyłach głównej świątyni i kieruje się w stronę fortu, a następnie stadionu, gdzie mają miejsce główne uroczystości. Spotkanie ubranych w tradycyjne szaty wojowników, którzy często paradują w pełnym rynsztunku, było niezwykłym doświadczeniem. Szli w procesji, dumnie dzierżąc w dłoniach sztandary, przodem zaś podążali jeźdźcy na koniach i słoniach. Choć w Indiach byliśmy już wielokrotnie, ten widok był dla nas czymś zupełnie nowym. I dowodem na to, że ten kraj nigdy nie przestanie nas zaskakiwać.

Autor: Rafał Kubik

Tekst ukazał się w lutowo/marcowym magazynie "Witaj w Podróży".


 

Zdjęcie

Dodaj komentarz

© 2019 Zorientowani.pl
iMoje