Kuba na mojej podróżniczej liście widniała już od dawna. Zawisła tam pewnego wieczoru, kiedy pod wpływem obejrzanych filmów i przeczytanych relacji, w mojej głowie ukształtował się cudownie egzotyczny wizerunek tej karaibskiej wyspy. Od tego momentu tęsknymi oczami spoglądałam w tę część świata mocno oświetloną słonecznymi promieniami.
Aż w lipcu zeszłego roku doszłam do wniosku, że nareszcie mogę pozwolić sobie na to, aby spakować plecak oraz wyruszyć w poszukiwanie przygody. Bilety zakupiłam i z niecierpliwością wyczekiwałam stycznia.
W Hawanie spędziłam pięć dni. Na początku wydawało mi się to dużo, ale dzięki sporej ilości czasu przemierzyłam miasto niespiesznym krokiem, przyjrzałam się życiu Kubańczyków i wróciłam drugi raz w miejsca, które szczególnie mnie oczarowały. Poniżej przedstawiam moje subiektywne spostrzeżenia dotyczące stolicy Kuby. Jak dla mnie już sama nazwa Hawana ma w sobie coś magicznego, jakby wyłaniała się spod cygarowego dymu i tętniła życiem w rytm latynoskiej muzyki.
ULICA
Chyba najbardziej jaskrawym symbolem Hawany są stare, amerykańskie samochody. I owszem widziałam je prawie wszędzie. W żywych kolorach stały zaparkowane pod kamienicami, mknęły ulicami, kusiły i wręcz pozowały do zdjęć. Najciekawiej prezentowały się różowe kabriolety, kiedy ścigały się z falami jadąc Malecónem w stronę słońca. Niektóre z nich pełniły rolę taksówki. Stały zaparkowane z najczęściej odwiedzanych przez turystów miejscach i kusiły swoją obecnością.
Oprócz tych cudeniek stolicę Kuby opanowały całkowicie współczesne auta. Często widywałam także tak dobrze nam znane Fiaty 126p oraz końskie zaprzęgi. Zdarzały się motory, natomiast rowerzyści należeli do rzadkości.
Ciekawie sprawa wyglądała z przejściami dla pieszych. Otóż było ich bardzo mało. Jeśli chcesz przejść przez ulicę, nawet tę najruchliwszą, po prostu ruszaj przed siebie w dowolnym miejscu. Na środku zawsze można się zatrzymać i przepuścić nadjeżdżające samochody. Miałam wrażenie, że niektórzy kierowcy kiedy widzieli jak próbowałam pokonać jezdnię automatycznie przyspieszali. Ot taka zabawa:) Sygnalizacji świetlnej było mało. Jeśli na czerwonym świetle nic nie nadjeżdża można śmiało przeprawiać się na drugą stronę. Nie ma potrzeby oczekiwać na zielone światło.
W całej Hawanie najbardziej oczarowały mnie małe, wąskie uliczki. Mieszkałam w Centro Habana, czyli części położonej między Habana Vieja (stara Hawana) a Vedado (elegancka dzielnica biznesowa). Mój hostel znajdował się w kamienicy pomalowanej na niebiesko kilka kroków od promenady. Już pierwszego dnia urzekły mnie odrapane i trochę zaniedbane budynki, w których toczyło się gwarne życie. Gdzieniegdzie odchodziła farba, kruszyły się detale architektoniczne, odpadały okiennice. Na balkonach powiewało pranie, a przez permanentnie otwarte drzwi można było zaglądać właściwie do każdego mieszkania i przyjrzeć się całemu umeblowaniu. I tutaj królowały bujane fotele oraz telewizory. Tego nie mogło zabraknąć w żadnym domu.
Już od wczesnych godzin porannych można było usłyszeć nawoływania obwoźnych sprzedawców. Chwilę potem otwierały się pierwsze stragany oraz drzwi mieszkań. Rozpoczynał się kolejny, upalny dzień. Włócząc się po tych zaśmieconych ulicach (koszy było bardzo mało) z zachwytem spoglądałam na otaczające mnie, troszkę zaniedbane kamienice, które lata świetności miały już dawno za sobą.
Widziałam ich mieszkańców z dala od reprezentacyjnych i odnowionych placów Hawany. Dla mnie ta część miasta miała największy urok. Tam nikt nie zawracał sobie głowy moją obecnością. Nikt nie chciał mi nic sprzedać, nie nawoływał do restauracji. Życie Kubańczyków toczyło się normalnym rytmem, a ja miałam duże szczęście, że pozwolili mi wkraść się w ich codzienność i uszczknąć jej troszkę dla siebie.
LUDZIE
Na początku podkreślę, że nic przykrego ze strony Kubańczyków mnie nie spotkało. Nikt nie chciał mnie oszukać, nikt mnie nie okradł.
Jacy są mieszkańcy Hawany? Uśmiechnięci, pozytywnie nastawieni do życia, rozgadani, nie odnoszą się wrogo do turystów. Zdarzało się, że idąc ulicą ktoś pozdrawiał mnie po hiszpańsku, czasami po angielsku i to wszystko. Zupełnie nic nie chciał. Niektórzy podejmowali rozmowę, pytali o plan podróży. Ci starsi dowiedziawszy się skąd jestem wspominali, że przed laty byli w Polsce. Tylko było bardzo zimno:) Najbardziej uciążliwi okazali się taksówkarze, którzy ciągle krzyczeli: „Taxi, taxi”. Byli też tacy, którzy rozpoczynali rozmowę od pytania: „Skąd jesteś?” i później próbowali namówić do skorzystania z określonej usługi. Tylko raz zdarzyło mi się, że pani w ciąży chciała pieniędzy.
Życie na ulicach Hawany nie toczyło się zbyt spiesznie. Sprzedawcy z wolna pchali swoje wózki, mieszkańcy przystawali, aby wychylić szklaneczkę orzeźwiającego napoju, z okien głowy wystawiały starsze kobiety, na chodnikach mężczyźni grali w domino. Gdzieś przemykała młodzież szkolna w mundurkach, a parki i chodniki przed hotelami roiły się od osób z komórkami w dłoniach. Niektórzy korzystali z budek telefonicznych, inni machali na riksze bądź stali w kolejce do banku. Ktoś wylewał z balkonu wodę na ulicę, wyrzucał śmieci na chodnik, chodził z dużym naręczem jajek. Kubanki dumnie prezentowały swoje krągłości i nie spuszczały wzroku na dół.
Mają swój charakterystyczny styl ubierania się: uwielbiają legginsy, obcisłe bluzki, jeansy z dziurami, wszelkie błyskotki i złotą biżuterię. Nie istotne, że ciałka jest trochę za dużo, że wymyka się spod ubrania i ukazuje publicznie. Legginsy podstawą ubioru są i kropka!
Kubańczycy uwielbiają latynoskie rytmy. Muzyka rozbrzmiewała wszędzie. W klubach, restauracjach, samochodach, na placach. Czasami wydobywała się z głośników, a innym razem mogłam posłuchać na żywo niezwykle energetycznych dźwięków bębenków, gitary i kontrabasu, które łączyły się w harmonijną całość. Kilka razy, popijając mohito w którymś z wielu barów, widziałam jak cała taneczna impreza spontanicznie rozwija się na ulicy. Tańczyły pary bądź pojedyncze osoby i widać było, że sprawia im to niesamowitą przyjemność. Pewnego razu muzycy widząc całą sytuację wyszli do tańczących. Pamiętam uśmiechniętego bębniarza z pokaźnymi dredami, falę gromkich braw i kołyszący się tłum. To było naprawdę niezwykłe.
BEZPIECZEŃSTWO
Hawana, jak i cała Kuba, jest bardzo bezpieczna. Nigdzie nie widziałam tak nieagresywnego narodu. Kubańczycy raczyli się rumem oraz piwem na ulicach, a nie zdarzyło mi się ujrzeć pijanych osób stąpających chwiejnym krokiem. Nie było awantur, kłótni, bijatyk. Swobodnie można poruszać się także nocą. Reprezentacyjne ulice są oświetlone, ale te boczne już mniej. Latarni nie było dużo i panował dość duży mrok. Chyba dlatego wieczorem bardzo mało turystów decydowało się na przechadzki. A to błąd, gdyż naprawdę nie było powodów do obaw. Nocą nikt mnie nie zaczepiał, a mieszkańcy zajmowali się swoimi sprawami. Co ciekawe właściciel casy w Trinidadzie przyznał, że podczas swojej podróży do Brazylii czuł się tam zdecydowanie mniej bezpiecznie.
SOCJALIZM
Jak to jest z tym socjalizmem na Kubie? Wiele osób odwiedza tę wyspę właśnie ze względu na panujący ustrój. Sama przed wyjazdem przeczytałam mnóstwo opinii, często sprzecznych, i bardzo chciałam się przekonać jak wygląda tamtejsza rzeczywistość. Jak głosi kubańska konstytucja: Kuba jest socjalistycznym, niezawisłym i suwerennym państwem ludzi pracy, stworzonym przez wszystkich i dla dobra wszystkich w formie jednolitej republiki demokratycznej, stwarzającej warunki dla politycznej wolności, społecznej sprawiedliwości, indywidualnego i zbiorowego rozwoju i ludzkiej solidarności.
Co się z tym wiąże? Nigdzie nie spotkałam ludzi śpiących na ulicach czy grzebiących w śmietnikach (w koszach buszowały jedynie kury). Nie widziałam osób w łachmanach czy żebraków siedzących pod sklepami. Obserwując przechodniów w różnych częściach miasta odniosłam wrażenie, że ich status materialny jest wyrównany. Nie było grupy rażąco biednych ani wyraźnie bogatych. Społeczeństwo pod względem finansowym jest chyba dość wyrównane.
Na Kubie na bardzo wysokim poziomie stoi medycyna. Opieka medyczna jest bezpłatna dla każdego, a lekarstwa są stosunkowo tanie. Na całej wyspie da się zauważyć znaczną liczbę szpitali, a lekarze kubańscy uchodzą za doskonałych specjalistów zwłaszcza w dziedzinie ortopedii czy leczeniu raka piersi. Co ciekawe w kraju jest bardzo mały poziom umieralności niemowląt. Dużo niższy niż w Stanach Zjednoczonych czy Rosji.
Służba medyczna zapewnia swoją pomoc wielu państwom na świecie. Podczas epidemii wirusa Eboli w Afryce do samego Sierra Leone wyruszyło 165 lekarzy. Po katastrofie reaktora jądrowego w Czarnobylu, Kuba podjęła się bezpłatnego leczenia ukraińskich oraz białoruskich dzieci, które cierpiały w wyniku napromieniowania. W Hawanie mieści się jedna z największych szkół medycznych Escuela Latinoamericana de Medicina (ELAM) kształcąca studentów z całego świata. Bardzo dobrze rozwija się także sektor biotechnologiczny. To właśnie na Kubie opracowano lekarstwa na AIDS czy szczepionkę przeciwko meningokokom. Państwo to utrzymuje ścisłą współpracę medyczną z wieloma krajami Ameryki Południowej. W 2005 roku wraz z Wenezuelą rozpoczęło program darmowego leczenia chorób oczu.
Osobną kwestią jest edukacja, do której każdy ma bezpłatny dostęp, dzięki temu na Kubie znacznie spadł analfabetyzm. Dzieci objęte są dziewięcioletnim obowiązkiem szkolnym. Wiele z nich korzysta z darmowych internatów.
Cokolwiek by mówić, Kuba jest państwem socjalnym bardzo dbającym o rozwój medycyny oraz edukację. W Hawanie Kubanka w hostelu zapytała mnie jak wygląda kapitalizm w Polsce. Trudno było jej uwierzyć, że ktoś może nie mieć domu bądź pracy. Wydaje mi się, że mieszkańcy trochę nie doceniają tego co otrzymali, a ich jedyne wyobrażenie o kapitalizmie pochodzi z amerykańskich filmów, gdzie jawi się niezwykle cukierkowo. Ale pojawienie się wielkich sklepów z mnogością towarów sprawi, że coś innego zostanie zabrane. Nie można tutaj osiągnąć równowagi, a każdy system na swoje plusy oraz minusy i nigdy wszyscy nie będą zadowoleni.
P.R.