Aktualności - Relacja z festiwalowej wyprawy do Indii. 4 dzień - Thiruvonam

Relacja z festiwalowej wyprawy do Indii. 4 dzień - Thiruvonam

18.09.2013
Relacje

4 dzień wyprawy - najważniejszy dzień Święta Onam - Thiruvonam

Dzisiaj najważniejszy dzień Onam - Thiruvonam, co widać na każdym kroku, po udekorowanych, domach, sklepach i świątyniach. Obcy ludzie życzą sobie szczęśliwych świąt. To czas spotkań z przyjaciółmi, ale nade wszystko czas rodzinnej integracji. Kto może przyjeżdża z dalekich stron by spotkać się z rodziną, tą bliższą i dalszą. Dzisiaj rano i w południe odwiedziłem ponownie świątynię Trikkakara. O poranku miało miejsce najważniejsze wydarzenie religijne tego dnia, które transmitowały chyba wszystkie lokalne telewizje. Było to wprowadzenie Wimany, za którego przebrany był jakiś chłopiec, do świątyni, czemu towarzyszyły barwne ceremonie. C musiała zrobić kilka zygzaków by zmieścić się na świątynnych gruntach.

Naprawdę duże wrażenie zrobiła na mnie wielka świąteczna fiesta. W czasie południowego posiłku organizowanego przez świątynię wzięło w niej udział ponad 10 tysięcy ludzi. Dzięki darowiznom od prywatnych osób oraz różnych instytucji udaje się co roku organizować wielkie wspólnotowe wydarzenie, otwarte na wszystkich, również ludzi innych wyznań. Na długich stołach ochotnicy rozkładają liście bananowca, na które nakłada się, jeśli dobrze policzyłem, dwanaście różnych potraw a na końcu deser. Część z nich jest przygotowywana tylko na Onam, jak chociażby suszone banany z przyprawami czy payasam, na bazie mleka i migdałów. Przed świątynią ustawia się wielka kolejka chętnych na taką ucztę. Po tym jak kilkaset osób skończy swój posiłek, stoły są sprzątane, na nowo zastawiane i wpuszczana jest kolejna partia chętnych. Wszystkie osoby pracujące w kuchni, przy stołach i organizujące to wydarzenie robią to charytatywnie. To naprawdę miły obyczaj.

Po południu, dla kontrastu, udałem się do ogromnego centrum handlowego. Byłem ciekawy tej nowoczesnej twarzy Indii. Jakże dwa różne to światy, to oczywiste. Jednak była to dla mnie również okazja by przyjrzeć się światu, który przechodzi niebywale szybką metamorfozę i zmieniającym się wzorcom zachowań, mam wrażenie, jeszcze nie do końca zrozumiałych dla tych, których dotyczą. I tu i tam powitały mnie tłumy. Być może były to dwa różne tłumy a może częściowo się pokrywały. Tego nie wiem. Centrum handlowe pełne było rodzin z dziećmi, nie brakowało też ludzi starszych. Na większości twarzy gościł uśmiech zadowolenia. Nie wiem czy wszyscy przyjechali na zakupy. Wyglądało to tak, jakby część z nich była tu na wycieczce, aby spędzić czas w kolorowym, czystym świecie. Może zjeść obiad w jednej z licznych knajp, może przejechać się na karuzeli, może pójść do kina, a może tylko pospacerować, pooddychać atmosferą wielkiego świata i chociaż przez szybę popatrzeć na rzeczy, na które szybko nie będzie ich stać. Klasa średnia, zwłaszcza tu w Keralii, dzięki pieniądzom płynącym z Zatoki Perskiej, gdzie pracują dziesiątki tysięcy jej obywateli, jest coraz liczniejsza. Jednak ogromne rzesze ludzi ciągle nie mogą sobie pozwolić na luksus zagranicznych marek o modnie brzmiących nazwach.

Zobaczyłem więc dwa oblicza Onam. Obydwa tak samo prawdziwe, choć czas pracuje na korzyść tego drugiego. Onam jest starym świętem. Jak starym nie wiadomo, ale pewnie znacznie starszym niż mitologiczne historie, które zaczęto z nim wiązać. Pierwotnie miało ono charakter świecki i było celebracją zakończonych szczęśliwie zbiorów. Nic innego jak dożynki, obchodzone chyba na całym wiejskim świecie. Podobnie jak w przypadku Holi i Divali za sprawą rosnącej roli braminów zaczęto mu nadawać religijny wydźwięk. Obecnie święto to robi wielką woltę ku przeszłości. Gdy obserwuje się ulice miast, ogląda telewizję, czyta lokalne gazety czy też, jak ja dzisiaj, odwiedza centra handlowe, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że Onam staje się ponownie świętem świeckim, tak jak Boże Narodzenie w niektórych krajach zachodnich. Zakupowy szał ma wszelkie znamiona konsumpcjonizmu. Postępująca urbanizacja i globalizacja sprawiła, że Onam będący niegdyś świętem wiejskim dziś stał się kolejnym miejskim festiwalem. Został zagarnięty przez media, które wtłoczyły go do swojej popkulturowej papki. Jest na tysiące sposobów wykorzystywany komercyjnie, w czym oczywiście nie ma wiele szczerości. Starsze pokolenie zgodnie narzeka na to, iż święto, które pamiętają z dzieciństwa już nie istnieje, zatraciło swą niewinność i czystość. Rodzinne i wspólnotowe obchody zostały w dużej mierze zastąpione przez oficjalne uroczystości sponsorowane przez rząd stanowy i władze miejskie. Wspólne posiłki, rozmowy i gry w gronie rodzinnym ustępują nierzadko wycieczce do centrum handlowego i do kina, a większość hindusów nie wyobraża sobie świętowania bez alkoholu. Jednak jest jeszcze odmienny, bardziej optymistyczny punkt widzenia. K. Satchidanandan, w wywiadzie dla Dekan Chronicle, zauważa, że pozytywnym skutkiem tego wszystkiego jest to, że Onam wraca do swoich korzeni, a więc w stronę świeckości, kiedy to był okazją do fetowania doczesności, cieszenia się z życia i plonów ziemi.

Tradycja bynajmniej nie oddaje łatwo pola. Wciąż jest wiele ludzi w Keralii, którzy gotowi są uczyć się tradycyjnych tańców, grać na tradycyjnych instrumentach, ćwiczyć się w zapasach czy teatrze. Coraz częściej nie wynika to jednakże ze wspólnotowości życia lokalnego, kastowości i ścisłego przypisania ról społecznych, które powielane są z pokolenia na pokolenie acz raczej z upodobań, hobby, wyborów świadomych swoich możliwości ludzi. Większość lokalnych hindusów wciąż jest religijna, w różnym stopniu rzecz jasna, ale nosi w sercu swoje bóstwo, wyniesione z domowych kapliczek i wspólnych modlitw. Hindus może nie być bardzo religijny, jednak będąc ukształtowany przez kulturę, w której religia była obecna w wielu sferach życia, pomimo komunistycznych z pozoru rządów, mimowolnie nosi ją w sobie i jest do niej przywiązany, chociażby siłą swoich wspomnień. Nawet nie będąc specjalnie religijny przystanąć może przy przydrożnej kapliczce czy złożyć ofiarę w świątyni udając się na rodzinną wycieczkę.

Powiedziawszy to wszystko pamiętajmy, że każdą tezę wygłoszoną na temat Indii można obalić jej antytezą. W Karelii nie ma aż tylu sprzeczności co w północnych Indiach, jednak również tutaj różnorodność tradycji i postaw jest ogromna. Kerala to cały czas umysłowość indyjska, którą niełatwo jest przeniknąć. Weźmy kelnera z mojej hotelowej restauracji. Zachwycał się nad zdjęciami z uroczystości w Thrikkakara, ale nigdy tam nie był, choć mieszka o rzut beretem. Dlaczego? Bo jest chrześcijaninem. Po krótkiej rozmowie uznał, że właściwie, tak, to jest jego lokalna kultura i powinien się tam udać, ale czy tak się stanie? Nie jestem pewien.

Teraz opuszczam Keralę i udaję się do Bombaju. W środę przez cały dzień trwać będzie tam Ganesha Visarjan. Jest to dzień, w którym posągi Ganeśi, którym oddawało się cześć przez cały czas trwania Ganeśa Ćaturthi, niesione są nad morze i oddawane wodzie. W procesjach uczestniczą setki tysięcy ludzi i wszystkie główne ulice w centrum są zablokowane. Czas po raz kolejny zanurzyć się w wielki ludzki tłum.

 

Relacjonuje Rafał Kubik

Więcej na temat tego wyjazdu: Festiwalowa wyprawa do Indii

 

Rafał ma ogromną wiedze na temat Indii więc jeśli macie jakieś pytania zachęcamy do ich dodawania w komentarzach pod artykułem. Zapraszamy również do dyskusji J

Zdjęcie Zdjęcie Zdjęcie Zdjęcie Zdjęcie Zdjęcie Zdjęcie Zdjęcie Zdjęcie Zdjęcie Zdjęcie Zdjęcie Zdjęcie Zdjęcie Zdjęcie

Dodaj komentarz

© 2019 Zorientowani.pl
iMoje