Jaki jest Twój ulubiony film? – nie wiem jak Wy, ale ja zawsze się miotam gdy dostaję takie pytanie. Bo nie wiem czy mam myśleć o najlepszym filmie polskim czy zagranicznym, czy może amerykańskim…
Przypominam sobie różne „wybitne role”, „pamiętne sceny” i „niezwykłe historie”, łeb się gotuje, próbuję skanować setki obrazów które widziałam i które gdzieś tam, z jakiegoś powodu wprawiły mnie w zachwyt. Trudne to. Przynajmniej dla mnie :)
Ale gdybyście zawęzili pytanie i zapytali mnie o filmy, które najbardziej zainspirowały mnie do podróży to jednym tchem wymienię co najmniej pierwszą dziesiątkę! Zanim więc wiosna i lato na dobre wygonią nas wieczorami z domu gdzieś do piwnych ogródków, ogrodowych grilli, tarasów czy innych ciekawych miejsc mam dla Was coś na sympatyczne filmowe seanse, które być może zainspirują Was do wyjazdu w siną dal.
A zatem oto moja subiektywna lista TOP TRAVEL FILMS :) (przy czym zaznaczam, że tu nie ma podium, kolejność wcale nie sugeruję zwycięzcy).
1. WSZYSTKO ZA ŻYCIE (Into the Wild)
Na początek trochę przewrotnie, bo raczej niewielu z Was rzeczywiście chciałoby pójść w ślady głównego bohatera…przynajmniej nie tak do końca. Mnie jednak historia, nieco naiwnego i idealistycznie nastawionego do świata Christophera bardzo poruszyła. I siedziała w głowie jeszcze wiele dni po obejrzeniu filmu. Nie tylko z uwagi na piękną przyrodę Alaski i cudowne długie ujęcia, ale przede wszystkim, ponieważ po tym filmie dotarło do mnie, że i we mnie gdzieś głęboko drzemie tęsknota za symbiozą z naturalnym i niecywilizowanym światem, za umiejętnością swobodnego bycia częścią natury. Te emocje i pragnienia, które niegdyś były normalnym stanem rzeczy, dziś w codziennej rutynie współczesności jakoś nam umykają. „Wszystko za życie” nastraja mnie właśnie w tę najbardziej naturalną stronę…
2. HIMALAYA, DZIECIŃSTWO WODZA (Himalaya, L’enfance d’un chef)
Epicka opowieść o mieszkańcach himalajskiej wioski Dolpo, której młody wódz wyrusza z karawaną w niebezpieczną podróż w góry. Nieziemskie i surowe, lunarne wręcz krajobrazy kontra życie małej buddyjskiej społeczności, żyjącej zgodnie z odwieczną tradycją… Czy mamy jakiekolwiek wyobrażenie jakie to życie? Jak przetrwać na wysokości 4-5 tysięcy m n.p.m. ? Jak można radzić sobie z żywiołem takich gór i wszechpotężnej aury? Przy okazji oglądania Himalay’i polecam także dokument obrazujący pracę nad filmem. Filmowanie stada objuczonych jaków stąpających po wąziutkich ścieżkach na stromych zboczach jest, jak sądzę, realizatorskim wyczynem. Ale nie chcę tu poddawać ocenie umiejętności reżysera, operatora czy popisów aktorskich…patrzę na tę historię czysto poznawczo i inspiracyjnie. Według mnie obowiązkowy film przed wyjazdem do indyjskiego Ladakhu czy Tybetu. Do tego w tle cudowne, kojące dźwięki buddyjskich mantr, i groźnie brzmiące odgłosy radongów- tybetańskich trąb.
3. MIĘDZY SŁOWAMI (Lost in translation)
W filmie występują gwiazdy wielkiego formatu – Scarlett Johansson i Bill Murray, ale bez wątpienia gwiazdą nie ustępującą im blasku jest tu samo Tokio. Losy głównych bohaterów splatają się w jednym z luksusowych tokijskich hoteli, w którym utknęli na kilka dni. Magia i chaos tego przedziwnego i super energetycznego miasta robi swoje, zbliżając ich nieuchronnie ku sobie. Film kipi od emocji, choć większość najbardziej naładowanych uczuciami scen toczy się w zasadzie w strefie niewerbalnej. I właśnie tu pojawia się siła miasta! Miejska sceneria odmiennej kulturowo Japonii wzmacnia dodatkowo to, czego nie mogą wyrazić słowa. Po tym filmie zawsze już wiedziałam, że Tokio jest wysoko na mojej liście podróżniczych marzeń. I rzeczywiście – gdy już się tam znalazłam podświadomie szukałam klimatów rodem z filmu. Coś gnało mnie na stację Shinjuku, na Shibuya Crossing i oczywiście do Kioto. „Między słowami” to zdecydowanie katalizator wyjazdu do Japonii !
4. DZIENNIKI MOTOCYKLOWE (Diarios de motocicleta)
Gael Garcia Bernal jako młody Ernesto Che Guevera oraz niezwykłe przyrodnicze i miejskie pejzaże Ameryki Południowej w tle. Od pustyni, po lasy tropikalne, od tętniących życiem latynoskich miast po małe tradycyjne górskie społeczności. I choć ta część świata jest mi w zasadzie nadal kompletnie nieznana, to sam film sprawia, że po jego obejrzeniu ma się natychmiast ochotę zrobić prawo jazdy kat. A i ruszyć przed siebie w drogę… nawet gdyby celem włóczęgi nie miały być ostępy Południowej Ameryki. Sama droga jest celem, cały świat jest celem – wedle słów młodego Che „Let the world change you and you can change the world”.
5. NIEBIAŃSKA PLAŻA (The Beach)
W moim przypadku pierwszy był film Danny’ego Boyle’a a dopiero później książka Alex’a Garlanda o tym samym tytule, czytana gdzieś w Tajlandii, na świeżo po pobycie na Kao San Road. Świat backpackers’ów był w owym czasie dla mnie idealnym sposobem na odkrywanie Azji, „Niebiańska Plaża” zaś była swego rodzaju filmem/książką kultową dla turystów tułaczy. Należałam do tego plemienia i ja :) parciane sandały, sprany rozciągnięty t-shirt, pstrokate spodnie z bazaru, wypchany po brzegi plecak i lonely planet w ręku. No limit time, no plan :) Backpacker’si zawsze szukają jakiegoś utraconego raju, choć chcąc znaleźć ziemską idyllę w rzeczywistości zwykle szukają drogi do samego siebie. Podróże na bardzo niskim budżecie mają także to do siebie, że często prowokują wędrowca do przekraczania rozmaitych granic, nie tylko tych geograficznych… „Niebiańska Plaża” to dla mnie symbol młodzieńczej włóczęgi i zarazem konfrontacji utopijnych idei z realem.
6. POŻEGNANIE Z AFRYKĄ (Out of Africa)
Epicka historia miłosna duńskiej pisarki Karen Blixen (Meryl Streep) oraz tajemniczego myśliwego (Robert Redford), a w tle opowieść o kolonialnej Kenii w początkach XX wieku. Poza krótką chwilą na Ceucie, nie byłam nigdy w Afryce więc nie znam niuansów tego kontynentu. Ale gdy myślę o „Czarnym Lądzie” to właśnie ten film przychodzi mi na myśl jako pierwszy. Mimo, że to rocznik ’85 i pewnie dziś zostałby inaczej zrealizowany, to właśnie ten obraz kształtuje moją wizję afrykańskiego piękna. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że pokazano tam świat którego dziś już nie ma. Nie ma to jednak żadnego znaczenia, afrykański horyzont magnetyzuje mnie mimo to.
7. VENGO (Vengo)
Podróże to smaki, zapachy i niecodzienne widoki. Ale to także nieznane dźwięki, które jakby niechcący wpadają w ucho. To muzyka, która wibruje w ciele i duszy na długo po tym gdy wróci się z odległych stron. Tony Gatlif doskonale wie jak zabrać widownię w muzyczną podróż. Nie ma Andaluzji bez flamenco, nie ma flamenco bez cyganerii pachnącej afrykańskim wiatrem i winem, nie ma flamenco bez tańca i śpiewu cygańskich kobiet. Vengo jest dla mnie dopełnieniem każdej andaluzyjskiej wyprawy, i powrotem w tamte strony nawet gdy za żoliborskim oknem mego domu sypie śnieg.
8. POCIĄG DO DARJEELING (Darjeeling Limited)
Trzech skłóconych braci (Adrien Brody, Owen Wilson, Jason Schwartzman) w drodze po indyjskim subkontynencie w poszukiwaniu rodzinnego pojednania… to oczywiście podróż do Indii z przymrużeniem oka, amerykańskiego oka dodajmy :) , ale wiele z tego co pokazano w filmie naprawdę ma szansę się zdarzyć. I jak zwykle w przypadku tułaczki po Indiach nieodzowne są wątki egzystencjonalne, poszukiwanie sensu życia, poszukiwanie siebie. Duży plus za wszystkie indyjskie lokacje w tle, tytułowy błękitny pociąg Darjeeling LImited, szalone przejażdżki rikszą, wielbłądy, świątynie, piękne hinduski… Całkiem zabawna filmowa lektura dla tych co do
Indii jadą, lub mają w planach wyjazd tamże.
9. JEDZ, MÓDL SIĘ, KOCHAJ (Love Pray Eat)
Ha! no i znowu mamy to samo…rutyna codzienności, znużenie, brak blasku i cudowności życia. Więc co dalej? Zmiana, dystans, wyjazd gdzieś gdzie Cię nie znają, gdzie wszystko smakuje inaczej :) To wszystko już było, powiecie! Nie szkodzi… historia stara jak świat ale podróże po to właśnie są by inspirować, by pomagać znów żyć pełnią życia. Mamy tu więc rok z życia Elizabeth Gilbert (Julia Roberts) spędzony w podróży przez magiczne 3 kraje: Italię, Indie i indonezyjskie Bali. Historia ta może zdarzyć się każdemu i życzę by zdarzyła się każdemu kto potrzebuje takiej odmiany. Nie muszę dodawać, że filmowa sceneria urzeka: oszałamiające kolory Indii, zielone pola ryżowe na Bali, pachnące włoskie jedzenie i czerwone Chianti…
10.DZIKA DROGA (Wild)
Według mnie najlepszy i najbardziej wiarygodny film legalnej blondynki czyli Reese Whiterspoon. W filmie gra Cheryl, która próbuje uporać się z nałogiem, bolesnym rozwodem i śmiercią matki. Sposób w jaki chce tego dokonać jest raczej niestandardowy. Drobna i delikatna blondynka postanawia przewędrować z ogromnym plecakiem przez liczący 1500 km szlak Pacific Crest Trail. Kamera towarzyszy Cheryl od pierwszych metrów jej drogi, i znacznie dalej gdy brnie po pas przez śnieg, wędruje w piekącym słońcu, gdy dręczą ją demony przeszłości i samotność, gdy triumfuje na górskich przełęczach, aż po sam kres jej wędrówki. Z całą pewnością nie jest to typowe kino drogi i nie o podziwianie landszaftów tu chodzi ale… rozległe górskie przestrzenie północnej Ameryki i tak wbijają w fotel, różnorodność krajobrazów jest wprost niezwykła. Pamiętam, że w mojej głowie mimowolnie powstawały pytania: Czy i ja dałabym tak radę? Czy mogłabym poddać się tak we władanie natury?
11.MONSUNOWE WESELE (Monsoon wedding)
I na koniec znów wracam w stronę Indii. Tym razem jednak nie ma tu żadnych poszukujących siebie podróżnych ” z zewnątrz”. Kino rodem z Indii, pełne lokalnej muzyki i abstrakcyjnego humoru, ale powstałe w nurcie niezależnym. Nie jest to więc typowa, czasem zbyt ciężkostrawna dla nas, konwencja Bollywood. Mira Nair, indyjska reżyser zobrazowała przygotowania do czterodniowego wesela w Delhi, z rozgrywającym się w tle dramatem miłosnym. Stworzyła przy tym całą paletę barwnych postaci i ciekawych historii rodzinnych. Temat wesela i miłości jakże w Indiach aktualny i zawsze poruszany podczas wszystkich moich indyjskich podróży – „love marriage” kontra małżeństwo aranżowane. Świetna muzyka, kolorowa dopracowana z wielką pieczołwotścią barwna sceneria, plastyczne kadry… warto zobaczyć, nawet bardzo!