Patagonia to trudno dostępna kraina, a wiatr patagoński to jakość sama w sobie. Można tu spędzić wiele tygodni i się nie nudzić. Nic dziwnego, w końcu Patagonia to ogromny obszar obejmujący tak argentyńską pampę jak i chilijskie góry i słynną Carretera Austral, czyli autostradę południową.
Patagonia to trudno dostępna kraina, a wiatr patagoński to jakość sama w sobie. Można tu spędzić wiele tygodni i się nie nudzić. Nic dziwnego, w końcu Patagonia to ogromny obszar obejmujący tak argentyńską pampę jak i chilijskie góry i słynną Carretera Austral, czyli autostradę południową. Od tego zacznijmy przygodę w Patagonii.
Opuszczamy wyspę Chiloe wskakując na prom do Chaiten. To miasteczko o tragicznej historii. W 2008 roku jedna z okolicznych gór zgotowała mieszkańcom smutną niespodziankę. Wulkan, który od 9 tysięcy lat pozostawał w uśpieniu, wybuchł niespodziewania zasypując Chaiten kilkumetrową warstwą popiołu. Do dziś widać ślady tragedii, chociaż życie powoli wraca do miasteczka. Ta smutna historia przypomina o potędze tutejszej natury. Patagonia kryje najpiękniejsze miejsca świata, jednak historia Chaiten pokazuje, że piękno ma też swoje ciemne strony.
Carretera Austral
Wróćmy jednak do Carretera Austral. To dar generała Pinocheta dla mieszkańców południa Chile. Są nawet na trasie tablice upamiętniające jego inicjatywę. Określenie „autostrada” brzmi zbyt szumnie, zważywszy, że to w dużej mierze wąska szutrowa droga. Z każdym miesiącem kolejne jej fragmenty pokrywane są asfaltem, co z jednej strony ułatwia transport, ale z drugiej odbiera jej uroku trudnej i wymagającej dla rowerzystów i motocyklistów trasy. Wciąż jednak znaczące fragmenty to wyboisty szuter. Przemieszczając się małymi motocyklami na zmianę cieszymy się, że możemy sobie poszaleć i wkurzamy, gdy znowu zaczyna się tarka, na której niemiłosiernie podskakujemy.
Carretera Austral
Chcemy zakosztować jak najwięcej pięknych krajobrazów, więc zamiast pędzić prosto przed siebie robimy mały skok w bok do Futaleufu. To niewielka miejscowość, gdzie można popróbować sportów ekstremalnych, a przede wszystkim światowej klasy raftingu. Każdy może spróbować, nawet jeżeli nigdy w życiu tego nie robił. Krótki instruktaż, po którym i tak nie mam pewności czy wiedziałabym co zrobić, gdybym wypadła z pontonu, i płyniemy. Pokonujemy kilka progów w skali 5 i 6. Podobno to te trudniejsze. Zdaję sobie sprawę, że całą robotę wykonuje przewodnik, a my tylko odpowiednim machaniem wiosłem mamy mu nie przeszkadzać. Adelante! Atras! I tak na zmianę wiosłujemy w przód i w tył. Przyjemność i frajda i tak z tego ogromne, a poza tym zawsze można trochę poudawać przed sobą, że to właśnie ja steruję lekkim pontonem po wzburzonej wodzie. Najbardziej jednak podziwiam kajakarza-przewodnika, który zabezpiecza tyły. Nie mogę się napatrzeć z jaką sprawnością tańczy w malutkim kajaczku w wodnym żywiole.
W Futaleufu zostajemy na chwilę. Okolice są bardzo przyjemne. Lasy, jeziora, można pospacerować, zaliczyć wzgórze z widokiem na miasteczko i pobliskie szczyty Trzech Mniszek. Jak ktoś ma szczęście może nawet trafić na corridę. Jest tu niewielka arena a pokaz na pewno ma wydanie nieturystyczne. W czasie naszego pobytu takich atrakcji jednak nie było.
Futaleufu
Na trasie nie brakuje lodowców. Mniejszych, większych, zakończonych lagunami, a także wiszących. Ventisquero Colgante to lodowiec w Parku Narodowym Queulat. Czoło lodowca nietypowo zawieszone jest nad kilkusetmetrową przepaścią nad Jeziorem Tempanos. Co chwilę słychać szum i kolejna mała lawina spada z impetem do wody. To jednak nie jedyna atrakcja w parku. Ogromne wrażenia zrobiła na nas przechadzka przez Zaczarowany Las (Bosque Encantado) do niewielkiego turkusowego jeziorka otoczonego amfiteatrem skał. Ścieżka rozpoczyna się gdzieś przy głównej drodze. Nie spodziewaliśmy się kilkugodzinnego spaceru, więc, żeby zdążyć przed zmrokiem narzuciliśmy wariackie tempo. Do amfiteatru dotarliśmy resztką sił, ale jak zwykle w takich sytuacjach widok wynagrodził wszystkie trudy. Na szczęście po powrocie motocykle, które zostawiliśmy z całym dobytkiem przy wejściu na ścieżkę stały nienaruszone. To jest jedna z wielu rzeczy, które doceniamy w Chile – bezpieczeństwo.
Ventisquero Colgante
Bosque Encantado
Po sportach ekstremalnych bierzemy azymut na Cerro Castillo. „Castillo” czyli zamek. To góra, która faktycznie swoim kształtem przypomina mroczne średniowieczne zamczysko. Wspinaczka wymaga kilku godzin, i o ile nie ma się doświadczenia wspinaczkowego, kończy się u stóp lodowca. Pomimo tego, że nie wchodzimy na sam szczyt, widoki są przepiękne. W dole turkusowa laguna, a w górze ośnieżony szczyt Cerro Castillo i lodowiec. Leżymy na kamieniach i przez kilka godzin zerkamy to w jedną to w drugą stronę. Groźba wracania po ciemku zmusza nas jednak do odwrotu. Po powrocie na kemping czeka nas niespodzianka. Wiatr, jak to w Patagonii, nie oszczędził naszego namiotu i wszystko zasypał piachem. Na tyle skutecznie, że od tej chwili wszystkie zamki zaczęły się zacinać. To jednak nieistotny szczegół w obliczu piękna przyrody.
Cerro Castillo
Z Carretera Austral chcemy wjechać do Argentyny i wybieramy w tym celu dłuższą, ale za to przepiękną drogę wokół jeziora General Carrera. Takiego koloru wody nie widzieliśmy nigdy, choć na naszej drodze było już wiele zielonych i turkusowych lagun. Jezioro ciągnie się przez kilkadziesiąt kilometrów. Wiatr oczywiście daje się we znaki i momentami, przy mocniejszych podmuchach, trudno jest utrzymać motocykl. Docieramy jednak do Puerto Tranquilo, czyli Spokojnej Przystani. Aż tak spokojnie to tu nie jest. Rejs łódką po jeziorze daje wrażenie rejsu na otwartym oceanie. Fale są tak duże, że zastanawiamy się czy słynne marmurowe katedry (Catedral de Mármol) są warte kąpieli w lodowatej wodzie. Na szczęście docieramy bezpiecznie, a przy samych skałach jezioro już spokojne. Woda wykonała tu niezłą rzeźbiarską robotę. Uformowała skały w przepiękne filary, które przypominają katedrę. Łodzie są dość spore, ale i tak w niektórych miejscach da się wpłynąć do środka. W katedralnym nastroju opuszczamy Chile. Wrócimy jeszcze do tego pięknego kraju na trekking w słynnym
Torres del Paine. Teraz jednak ruszamy na podbój Argentyny, o czym będziecie mogli poczytać już wkrótce.
Catedral de Mármol
Rady praktyczne:
1. W Futaleufu jest dużo agencji organizujących rafting, spływy kajakiem, wycieczki konne czy łowienie ryb. Ceny różnią się w zależności od aktywności, tras i wybranej agencji.
2. Wzdłuż Carretera Austral nie ma zbyt wielu miejscowości. Wybierając się tam własnym środkiem transportu warto mieć zapas jedzenia w razie konieczności nocowania w naturze.
3. W Puerto Tranquilo regularnie kursują łódki do Catedral de Mármol. Czasami trzeba poczekać aż zbierze się większa liczba chętnych, żeby podzielić koszty rejsu.
Sława i Krzysiek – autorzy bloga www.pocztowkizpodrozy.pl/. Niedawno wrócili z blisko trzyletniej podróży dookoła świata. Większość dróg przemierzyli na małych motocyklach. W drodze kronikarzem była Sława, a wszystko na zdjęciach utrwalił Krzysiek. Pokazują jak taka podróż wygląda od podszewki, bez zbędnego koloryzowania.