Najlepsza droga do poznania świata prowadzi przez zaprzyjaźnienie się ze światem.
R. Kapuściński
Tak bardzo chcemy, by nasze dzieci wyrosły na mądrych, odpowiedzialnych i szczęśliwych ludzi. Kupujemy im edukacyjne zabawki, wozimy na rytmikę i angielski, dajemy z siebie wszystko. I tylko czasem łapiemy się na tym, że w natłoku zajęć nie bardzo mamy czas: dla siebie, dziecka, partnera. A czyż jest lepszy czas do bycia razem niż wspólna podróż? Dlatego warto wyruszyć, choćby kilkanaście kilometrów od domu, ale w inne otoczenie, gdzie nie goni nas praca, codzienność, gdzie po prostu możemy pobyć razem...
Stereotyp jest taki: gdy pojawi się dziecko to koniec z wyjazdami, koniec z wolnością.
Będziecie totalnie niewyspani, zarobieni praniem, sprzątaniem, przewijaniem i odechce się wam wszystkiego. A już na pewno wyjazdu. Mam wrażenie, że część osób która to mówi, w ten sposób wynagradza sobie swoje "poświęcenie się dla dziecka". Tymczasem dziecko poświęceń nie potrzebuje, bo przyjmuje taki świat jaki mu damy, zaś na wyjazdach bywa... prościej. To prawda: jadąc w podróż będziemy niewyspani (ale tak samo jest w domu), nie wypoczniemy (jeśli wypoczynkiem jest dla nas leżenie na plaży), zaś maluszek może się rozchorować (ale by dostać zapalenia ucha lub biegunki nie trzeba wyjeżdżać). Za to na wyjeździe wiele domowych problemów po prostu odpada, dzięki czemu często łatwiej o dystans do siebie i cierpliwość do dziecka. To prawda, że z małym człowieczkiem nie wyruszymy na bacpakerski tramping, trzeba zapomnieć o ambitnych programach (Indie w 3 tygodnie) i najtańszych hotelikach (za 2 USD). Lecz w zamian dostajemy niepowtarzalną szansę bycia rodzicami. Możliwość pokazania naszemu dziecku jak piękny i różnorodny jest świat, a od niego nauczenia się radości przeżywania każdej chwili.
Dla nas odpowiedź jest prosta: jeździmy razem, bo jesteśmy Rodziną. Dzieci są jej nieodłączną częścią. Oczywiście czasem chce się od nich odpocząć, czasem może nawet trzeba się urwać tylko we dwoje, by przypomnieć sobie dlaczego właściwie staliśmy się parą. Ale wyjazdy bez dzieci to też często ogromna tęsknota. Telefony z końca świata i poczucie pustki. Dlatego warto podróżować razem. By historia naszej rodziny wzbogacała się o kolejne wspólne przeżycia. By mieć czas dla siebie - bo podczas podróży łatwiej jest nam być z dziećmi. Nie rozpraszać się domowymi obowiązkami, zdawkowym kontaktem, tylko naprawdę razem być. Obserwować nowe osiągnięcia naszego szkraba. Tłumaczyć mu dlaczego Budda mieszka w Azji i po co słoniom trąby. Razem dorastać. Być w pełni rodzicami.
Tak zresztą traktują nas miejscowi: przestajemy być tylko maszynkami do wydawania pieniędzy, a stajemy się ludźmi. Do dziś wspominam rozmowy z azjatyckimi mamami jak sobie radzą bez pieluszek i jak wychowują dzieci. Niektóre nasze problemy były im zupełnie obce (smoczek, nocnik, problemy z kładzeniem spać), ale z drugiej strony mogłam docenić o ile prostsze (czasami!) mam życie. Poza tym nigdzie w Europie nasze maluchy nie dostaną takiej dawki miłości i życzliwości jak w dalekich krajach. Przy czym "daleki": jest pojęciem umownym, bo wystarczy wyjechać do Tunezji czy Maroka by nasz maluch stał się obiektem adoracji! Wreszcie, czyż nie jest to wspaniałe, gdy wszyscy się do naszego dziecka uśmiechają, a ono dorasta w przekonaniu, że świat go kocha?
Oczywiście są też i trudne chwile. Gdy maluch płacze, marudzi, jest nieznośny i co krok wyprowadza nas z równowagi swym zachowaniem. Gdy razem z partnerem nie możemy się dogadać co w tej sytuacji robić i zamiast rozmawiać warczymy na siebie. Gdy mamy wszystkiego dosyć, marzymy o tym by się wyspać, odpocząć, a tu mały człowieczek domaga się uwagi. Tyle że to wszystko trwa krótko, najczęściej następnego dnia nie pamiętamy już o co nam chodziło. Za to zamiast kolejnego takiego samego dnia, mamy wokół inny kraj, piękne krajobrazy i życzliwych ludzi. Pamiętam jak po koszmarnej nocy w Paganie (chłopcy nie mogli się zdecydować, który z nich jest bardziej nieszczęśliwy) przepraszałam mieszkającego po sąsiedzku Francuza, za to że przez ich ryki nie mógł spać. Na co on powiedział, że nie ma sprawy, za to bardzo się martwi o chłopaków i jeśli tylko potrzebujemy jakieś leki, to wprawdzie on nie ma dla dzieci, ale może mógłby jakoś pomóc? Stanowczo - nawet te trudne dni (i noce!) na wyprawie są łatwiejsze do przetrwania!
Bardzo często słyszy się: po co ciągnąć takie małe dziecko ze sobą, umęczysz się, a przecież on nic z tego nie zapamięta! Problem takiego myślenia tkwi w naszym postrzeganiu świata, które nijak się ma do punktu widzenia dziecka. Przede wszystkim - czy naprawdę żyjemy po to by pamiętać? Zróbmy sobie rachunek sumienia. Co pamiętamy z poprzednich wakacji, sprzed dwóch lat, z wypraw na studiach? Niewiele. Mamy protezy w postaci zdjęć, filmów, notatek, ale nasza pamięć przechowuje jakieś pojedyncze obrazy czy historie, raczej wrażenie że było pięknie i byliśmy szczęśliwi, niż cały opis tego co się zdarzyło. Oczywiście te zdarzenia, to co przeżyliśmy podczas podróży, spotkania z ludźmi - to wszystko wpłynęło na nas, budując część naszej osobowości. I być może to samo dają podróże naszym dzieciom?
Dla malucha jeden dzień to jak dla nas tydzień. Tyle się przecież dzieje: i kałuże do zbadania, i gąsienica na drodze, i patyczek do rzucenia. Mam wrażenie, że dziecko wypuszczone na dwór nie jest w stanie się nudzić. Żyje w każdej minucie pełnią życia (no może z wyjątkiem chwil, gdy bardzo chce mu się spać i nijak zasnąć nie umie, albo za wcześnie się obudzi). Podczas gdy my usiłujemy uwiecznić każdą chwilę poprzez zdjęcia czy filmy, ono istnieje tu i teraz. Ono właśnie teraz chce byśmy mu poświęcili swój czas, byśmy razem z nim odkrywali świat. Myślę zatem, że nie ma dla niego większego znaczenia, że nie będzie pamiętać wyprawy w naszym rozumieniu. Będzie szczęśliwe mając rodziców na własność, chlapiąc się w wodzie i budując zamki z piasku. Głaszcząc wielbłąda i bawiąc się z rówieśnikami o innym kolorze skóry. Odkrywając, iż świat jest znacznie większy (i ciekawszy!) niż pokój z zabawkami.
Bardzo lubię opowieść Majki i Patryka o powrocie z dwumiesięcznej wyprawy samochodem z Belgii do Timbuktu. Ich dwuletnie bliźniaki weszły do swojego pokoju i wśród wielu wspaniałych edukacyjnych zabawek było im nudno! Gdy kilka dni później poszli na spacer do parku (chłopaki obowiązkowo ze swoimi samochodami, które towarzyszyły im w wyprawie) na widok piaskownicy pognali do niej pędem, zasypali koła aut piaskiem i radośnie wołając "brum, brum" udawali, że jadą przez pustynię. Ich świat już jest dużo większy niż piaskownica... Michałek (ponad 2 latka) z naszej azjatyckiej podróży przywiózł spory zapas słów. Pewnego razu usłyszałam jak do Stasia (9 miesięcy) mówi: "Siasu, miś Pompeń!" Pompeń to Phnom Penh. Zapytałam go co to jest Phnom Penh. Popatrzył na mnie jakby to było oczywiste i odpowiedział: "Bankok". "A co to Bankok" - drążyłam dalej. "Pompeń" - odparł bez namysłu, nieco zdumiony, że mama niby taka mądra, a tak prostej rzeczy nie wie. W jego słowniku oznacza to coś wspaniałego, super, świetnego. Zatem i miś i kolejka i pyszny deser - to wszystko jest Pompeń. Może właśnie w ten sposób pokazuje, że czas wyprawy kojarzy mu się jako bardzo pozytywne doświadczenie?
To pierwsze słowa jakie zwykle padają jako argument przeciwko wyjazdom z dzieckiem. Zło czycha zewsząd: malaria, żółta febra, pająki, węże, bakterie, zarazki - no po prostu strach się bać! A czy zastanawialiście się kiedyś w jak bardzo niebezpiecznym kraju przyszło nam żyć? W opinii wielu rodziców z Zachodu przyjechać tu z dzieckiem to prawie samobójstwo! W lasach czają się kleszcze, w Bałtyku pławią sinice, a dzieci w piaskownicy mogą być nosicielami wirusa Rota. Do tego woda z kranu to bakteriologiczna bomba! I co? Jakoś tutaj żyjemy, dzieci nam rosną mniej lub bardziej zdrowo, w lesie zbieramy szyszki, a w piaskownicy pilnujemy by nasza pociecha nie sypała piaskiem na innych. Rzeczy znane nie budzą lęku, choć gdy wyjmowaliśmy kleszcza z głowy Michasia (pamiątka znad Biebrzy) przez kilka dni z niepokojem patrzyliśmy co się dalej stanie. Na szczęście nie stało się nic.
Oczywiście jadąc na wyprawę trzeba się do niej przygotować zdrowotnie, przyjąć zalecane szczepienia i zabrać większą apteczkę. Ale zakładając, że nie jedziemy w tropiki w porze monsunu, wyjazd do wielu krajów nie jest aż tak niebezpieczny jak to się wszystkim wydaje. Przed naszą pierwszą egzotyczną podróżą miotana wątpliwościami rozmawiałam z wieloma osobami. "Nic nie będą pamiętać, zachorują, umęczycie się" - przestrzegali ci co dzieci mają, ale nie podróżują. "Niebezpiecznie, niezdrowo, niedobry pomysł" - mówili ci, co podróżują, ale dzieci nie mają. "Będzie genialnie, czasem ciężko, ale na pewno warto" - mówili ci, którzy taką przygodę mieli za sobą. I faktycznie, było nam tak dobrze, że pierwszą rzeczą po powrocie było wertowanie przewodników gdzie by tu razem pojechać...
Dla wielu przeciwwskazaniem do wyjazdu z dzieckiem są panujące w innych krajach upały. Ale jeśli spojrzy się na wykresy temperatur w Polsce to okazuje się, że tropiki mamy na miejscu. A tam często do upałów mamy bonusa w postaci basenu lub ciepłego morza, z którego nasza pociecha nie chce wyjść, więc całe dnie spędza się na świeżym powietrzu (co jak wiadomo dla zdrowia bezcenne).
Kiedy czasem wejdę na forum poświęcone podróżom i poczytam jakim to egoizmem kierują się rodzice zabierając w świat "bezbronne dzieciąteczko", narażając je na upały, obce bakterie i w ogóle lepiej by mu było u babci na wsi, wtedy dla równowagi wchodzę sobie na forum Lonely Planet dla rodziców z dziećmi. I czuję powiew szerokiego świata, ludzi którzy podróżowali, potem zostali rodzicami i dalej chcą podróżować. Inaczej - bo z dzieckiem - ale przecież dzieci nie są karą i kotwicą tylko częścią ich rodziny. A tak się składa, że trafiły na rodziców od czasu do czasu wyruszających w świat.
"Hi everybody, cześć wszystkim, jestem samotną mamą dwóch chłopców 4 i 6 lat, za rok szkoła, chcę wyruszyć w podróż dookoła świata, wiecie, mieszkamy w Australii, stąd wszędzie daleko, myślicie że to dobry pomysł?" "Słuchajcie, mamy piątkę super dzieci, zwiedzamy świat alfabetycznie i utknęliśmy przy "G". Co doradzacie: Gwatemala, Gujana czy Grecja?" "Hej, w czym nosić niemowlaczka? Córcia będzie mieć 4 miesiące gdy polecimy do Azji, myśleliśmy o chustach, jakie macie doświadczenia?" Gdy to czytam, świat staje się znacznie bardziej otwarty i przyjazny.
Wszyscy rodzice których znam zgodnie twierdzą, że trudne chwile w czasie wyprawy zahartowały ich jako rodzinę. Że ich dzieci dorosły i stały się bardziej odpowiedzialne (na miarę swych lat!). Po części to zasługa podróży, po części też niewątpliwie czasu jaki rodzice mogli im poświęcić podczas wyprawy. Dzieciom jest wszystko jedno gdzie je zabierzemy: Mazury czy Madagaskar, dla nich ważne jest, że mogą przeżyć coś razem z nami. A że nam nie zawsze jest wszystko jedno, więc dopóki dzieci nie wybiorą wyjazdów z rówieśnikami (zamiast najwspanialszych w naszym mniemaniu wakacji), warto im proponować wyjazdy do miejsc które chcemy zobaczyć.
A potem maluchy zadają trudne pytania, bo podróże paradoksalnie utrudniają przekazywanie spójnej wizji świata. Choćby śmieci: uczymy, że należy je wyrzucać do kosza. A tymczasem w wielu miejscach w Azji czy Afryce rzuca się je wprost na ulicę. Albo jak przekonać maluszka, że wąż to groźne zwierzę, gdy co krok odwiedza pagody ze świętymi pytonami i je głaszcze? No i jakoś trzeba dziecku wytłumaczyć, że są miejsca gdzie ludzie wierzą w Buddę a nie naszego Boga, i że jest to zupełnie w porządku, a inny kolor skóry nie oznacza, że ktoś jest lepszy lub gorszy. Stanowczo, podróżowanie zmusza do myślenia...
"Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj. Śnij. Odkrywaj." Nie przegap swego życia i dzieciństwa swego dziecka. Ono się już nigdy nie powtórzy.Wspaniałych podróży dalekich i bliskich - razem!
Anna i Krzysztof Kobusowie
Powstaliśmy w 2012 r. z pasji do podróżowania, dla Was, ludzi aktywnych, ciekawych świata, szukających prawdziwych przeżyć.
Naszą misją jest promowanie turystyki kulturowej, aktywnej i przygodowej, z poszanowaniem lokalnych wartości i obyczajów oraz środowiska naturalnego.
Nasze oferty przygotowane są przez specjalistów i prawdziwych pasjonatów. Stawiamy na wysoką jakość: tylko sprawdzone miejsca, tylko sprawdzeni piloci. Jeśli nie interesują cię wczasy all inclusive – trafiłeś do właściwego miejsca!
Cały nasz zespół łączy miłość do podróży, nie ważne czy na miesiąc, czy tylko na weekend - jeśli tylko masz czas, my pomożemy zrealizować Twoje marzenia.