Zdążyłem już przyzwyczaić kolegów z pracy do tego, że mam nietypowe (jak na czterdziestoletniego faceta) hobby, rower. Już się nie śmieją, że ubieram się w obcisłe, że mój rower kosztował trochę więcej niż przeciętny makrokesz. Zapewne jestem w ich oczach niegroźnym wariatem "a niech sobie jeździ jak lubi, mnie tam by się nie chciało".
Już rok temu, kiedy robiłem wschodnią ścianę Polski wywołałem szok. W tym roku kierownik zapytał dokąd jadę: - Czechy, Niemcy i Austria, Alpy - oznajmiłem jak gdyby nigdy nic. To co stało się chwilę potem, nie sposób opisać. Wszyscy zebrani w biurze, na pozór zajęci pracą, zamarli na chwilę w bezruchu. W jednej sekundzie ucichły dźwięki dobywające się z klawiatur komputerów. Ucichły rozmowy. Trochę żałowałem, i tak robię tu za etatowego głupka, a teraz po tym to już w ogóle. Trzeba było skłamać. Wracając do zebranych, zdziwienie było wielkie. Kiedy już emocje opadły, mogłem obserwować ironiczno-litościwe uśmieszki wokół. Cóż, jestem wariatem. Co gorsza, choroba postępuje:)
W tym roku ekipa czteroosobowa. Przekrój wiekowy od 20 do 40 lat (czy to będzie grało ?). Cel - Bawaria. Do przejechania około 1000 km. w osiem dni. 6 lipca w sobotę pakujemy się do autokaru relacji WARSZAWA - PRAGA, by po 12 godzinach rozpocząć kolejną przygodę.
7 lipca 2013 godzina 5.10 rano "lądujemy" w Pradze.
Czechy historycznie są państwem chrześcijańskim, jednak obecnie są jednym z najbardziej zateizowanych państw na świecie. Liczba zadeklarowanych ateistów stale się zwiększa, podczas gdy liczba praktykujących katolików wynosi zaledwie 5 %. Nic więc dziwnego, że wiele kościołów jest przerobionych np: na hotele :/
Most zakochanych
Uwielbiam wynajdywać takie skarby :)
Browar Pilsner Urquell w Pilźnie
Rynek w Pilźnie
Katedra Świętego Bartłomieja. Wieża katedralna liczy102,26 metra wysokości i jest najwyższą wieżą kościelną w Czechach. Do 1981 roku był to najwyższy budynek w kraju.
Czeska elektrownia czyli pola baterii słonecznych przy granicy z Niemcami.
Półtora dnia zabawiliśmy w Czechach. Tu już Niemcy, natychmiast moją uwagę przykuwa choinka zatknięta na wysokim maszcie. Podobny zwyczaj jest na Słowacji.
Maszt z choinką dodatkowo ozdobiony motywami z życia.
Oprócz choinek można spotkać przy domach takie oto ozdoby.
Podano do stołu :)
Miasteczko Lauf 15 kilometrów od Norymbergii...
...z typową bawarską zabudową.
Bawaria. Oprócz idealnych dróg, idealne domy, idealne trawniki, idealne żywopłoty, mnóstwo kwiatów i w ogóle wszystko idealne. Co ciekawe, nie ma ogrodzeń, a nawet jeżeli gdzieś są, to w formie niskich płotków. U nas coś takiego by nie przeszło.
Norymberga
Kościół Najświętszej Marii Panny
To co najbardziej mnie zainteresowało. Sąd w Norymberdze (Pałac Sprawiedliwości) znany ze słynnych procesów norymberskich. To tu w sali nr.600 w latach 1945-1949 sądzono nazistowskich zbrodniarzy wojennych. Łącznie w stan oskarżenia zostało postawionych 185 osób.
Jedziemy wzdłuż starego kanału Men-Dunaj oznaczonego jako kanał króla Ludwika.
Załoga w komplecie. Od prawej: Piotr, Damian, Mateusz i moja skromna osoba.
Przed wyjazdem Bawaria była jednym wielkim znakiem zapytania. Czy Niemcy będą mili i gościnni ? Czy użyczą nam kilku metrów kwadratowych swego trawnika ? Nasze obawy szybko zostały rozwiane. Mało tego, czasem znajdywaliśmy rano takie oto koszyczki.
Piotr przesadził z prędkością na zakręcie. Na szczęście skończyło na strachu.
Stary, zarośnięty kanał wzdłuż którego wczoraj jechaliśmy dziś przybrał poważniejsze rozmiary. Widywaliśmy nawet takie jednostki pływające.
Dwa dni jazdy po zapylonych ścieżkach wzdłuż kanału i rower wygląda jak wyjęty z młyna.
Kolejne wielkie miasto, kolejny rynek - Ratyzbona.
Zostaliśmy wyłowieni z tłumu turystów przez polską rodzinę. Do Niemiec przeprowadzili się równo 25 lat temu. Po ich mowie od razu rozpoznaliśmy, że pochodzą ze Śląska.
Okazała Katedra Świętego Piotra w Ratyzbonie.
...i jeszcze raz Ratyzbona.
W Bawarii ziemia nie leży odłogiem. Widywaliśmy pola obsiane zbożem, kukurydzę, truskawki, ziemniaki i różne inne bliżej nie określone rośliny. Wszystko na dużą skalę. Tam się opłaca.
Całe dnie spędzone w siodle, setki pokonanych kilometrów, odciskają na nogach Piotra swe piętno. Nawet po zejściu z roweru, wygląda jakby nadal na nim siedział i pedałował. Na naszych oczach dokonuje się ewolucja człowieka. Już niedługo całkiem zatracimy umiejętność chodzenia :)
...a tak na poważnie. Po kilku dniach jazdy Piotr ma problem z nogą. Napuchnięta stopa sprawia problem przy chodzeniu. Na szczęście tego chodzenia nie ma zbyt wiele, a jazda na rowerze nie stwarza mu problemu. Przynajmniej tak twierdzi : /
Boże, błogosław nam wszystkim.
Marktl - dom rodzinny papieża Benedykta XVI.
Nocleg już po austriackiej stronie. Właściciel gospody w Braunau pozwolił nam rozbić się u siebie na zapleczu.
Okazało się, że w gospodzie mieszkają Ryszard i Janusz. Obaj pracują w pobliskiej fabryce felg aluminiowych. Była okazja do pogadania.
Urokliwy most na rzece Rott.
Pasawa nad Dunajem
Pasawa. Mnóstwo tu wąskich romantycznych, albo jak kto woli klaustrofobicznych uliczek.
Szukaliśmy śladów po powodzi z czerwca 2013 i znaleźliśmy. Ślad na ścianie wskazuje poziom Dunaju. Na próżno szukać worków z piaskiem czy innego popowodziowego brudu. Wszystko już dawno wysprzątane.
W Pasawie podejmujemy decyzję by ostatnie kilometry przed Wiedniem pokonać naddunajskim szlakiem rowerowym.
Pomimo dobrego oznakowania, zdarzały się i takie historie. Tu akurat znaleźliśmy się na własne życzenie, lekceważąc znak informujący o końcu drogi rowerowej.
Dętka do wymiany w rowerze Mateusza. Pech na dziś jeszcze nie został wyczerpany.
Jadąc wzdłuż Dunaju często widywaliśmy takie obrazki na ścianach.
Czego to ludzie nie wymyślą. Były już automaty z papierosami, ale automat z dętkami do rowerów ? Tego jeszcze nie było.
Linz - miasto rodzinne Adolfa Hitlera. Hitler urodził się wprawdzie w Braunau, ale lata młodzieńcze przeżył właśnie tu.
Nowa Katedra w Linz...
...oraz jej wnętrze.
Główna ulica miasta. Rzuca się w oczy architektoniczny melanż. Zabytkowy charakter miasta zderza się tu z nowoczesnością.
Ekipa w komplecie.
Mauthausen-Gusen - niemiecki obóz koncentracyjny usytuowany w miasteczku Mauthausen, 20 km od Linzu.
13 lipca 2013, sobota. Przedostatni dzień podróży. Mamy spore opóźnienie. Aby zdążyć na autokar w Wiedniu jesteśmy zmuszeni jechać do samej nocy. Tego dnia nie ma już szans na nocleg u gospodarza, ale za to dystans dzienny niczego sobie - 194 kilometry !
Tego samego dnia o 19.52 w miejscowości Melk na naszych licznikach wybił równy 1000 kilometrów od początku podróży.
Ludzie bezdomni czyli nocleg na dziko.
Ostatni dzień podróży i ostatni odcinek do przejechania przed Wiedniem. Dolina Wachau to kraina słynąca z naddunajskich zamków, pięknych przełomów i wszechobecnych winnic.
Żałuję, że nocleg nie wypadł w tych okolicach. Zapewne miałbym okazję popróbować lokalnych specjałów czyli wina. Mniam :)
Armia słoneczników.
No i po 1141 kilometrach wreszcie jest, Wiedeń. Z tej okazji chłopaki wznieśli "bidonowy" toast. To już koniec.
Z powyższego wyjazdu tak jak obiecałem, zmontowałem filmik, który można obejrzeć tutaj zapraszam.
Zaplanowaną trasę prawie w całości udało się zrealizować. Prawie, bo trzeba było zrezygnować z Salzburga i Berchtesgaden na południu. To dziwne. W fazie opracowywania trasy, wyznaczyłem na mapie pętlę i wyszło, że do przejechania jest 900 do 1000 kilometrów. Tymczasem nam wyszło 1140 i w dodatku wersja skrócona. Gdzie popełniłem błąd ? Okazało się, że winę za taki stan rzeczy ponoszą.....ścieżki rowerowe, ale o tym za chwilę.
NOCLEGI
Celowaliśmy w spanie "na gospodarza". W Niemczech i Austrii nie było z tym problemu. Bawarczycy są bardzo gościnni. Prosiliśmy jedynie o miejsce pod namioty, ale praktycznie za każdym razem częstowano nas piwem i nie tylko. Najgorzej było w Czechach, ale ostatecznie też się udało. Za jedną noc zapłaciliśmy po 4,5 euro i jedną noc spaliśmy na dziko.
ZAKUPY
Każdy z nas miał mniejsze lub większe zapasy zabrane z Polski. Jednak ceny w Niemczech nie różnią się znacząco od naszych. Niektóre rzeczy są wręcz tańsze. Warto wybierać duże sieciowe sklepy typu LIDL, ALDI czy EDEKA. Tam jest najtaniej.
Oto wybrane ceny produktów (lipiec 2013):
- Pieczywo (w zależności od gramatury) - 0,6 - 1,3 euro
- Najtańsza woda 1,5 litra w butelce typu PET - 0,19 euro + kaucja za butelkę w wysokości 0,25 euro
- Konserwa 300g - 1,49 euro
- Zupki chińskie opakowanie 4 sztuki - 0,99 euro
- Czekolady Ritter Sport 100g - 0,55 - 0,9 euro
- Batony musli opakowanie 6 lub 8 sztuk - 1.29 - 1.7 euro
ŚCIEŻKI ROWEROWE
Sieć ścieżek rowerowych na zachodzie to infrastruktura wysoce rozwinięta. W Niemczech czy Austrii czy nam się to podoba czy nie jesteśmy skazani na poruszanie się właśnie nimi. No chyba, że ktoś ma ochotę na spotkanie z Policją. Ścieżki są wytyczone nie tylko w miastach, ale również między nimi. Łatwiej wyliczyć gdzie ich nie ma. Z punktu widzenia sakwiarza, kluczenie ścieżkami zwłaszcza w miastach, wśród setek rowerów bywa czasem uciążliwe, ale nic na to nie poradzimy. Warto wspomnieć też o wysokiej kulturze kierowców samochodów względem rowerzystów. Ani razu nie zdarzyło się, by ktoś nam zajechał drogę czy wymusił pierwszeństwo.
W fazie planowania podróży, ustalając kilometraż należy BEZWZGLĘDNIE WZIĄĆ POD UWAGĘ ŚCIEŻKI ROWEROWE. Dlaczego ? Ano dlatego, że przykładowo 100 drogowych kilometrów nie równa się 100 kilometrom po ścieżce rowerowej. Ścieżką wychodzi dużo więcej, ponieważ każde skrzyżowanie, rzekę czy inną przeszkodę terenową ścieżka musi ominąć. Nie jest tak, że przez te przykładowe 100 kilometrów ścieżka jest wytyczona idealnie równolegle wzdłuż szosy.
WARTO WIEDZIEĆ
W Niemczech kupując wodę w butelkach typu PET, doliczana jest kaucja do tychże butelek w wysokości 0,25 euro. W marketach są automaty gdzie można wrzucać puste butelki. W zamian otrzymujemy kwitek, który wystarczy pokazać przy kasie. Ważne, by kwitek zrealizować w tym sklepie w którym go otrzymaliśmy. W Austrii należy większe zakupy zrobić w sobotę, ponieważ w niedzielę większość sklepów jest zamknięta.
Całkowity koszt wyprawy w przeliczeniu na złotówki w moim przypadku wyniósł około 300 zł.
Paweł Szerszeń: autor bloga rowerem-za-grosze.blogspot.com/